Kierowanie się
instynktem jest na boisku bardzo ważne. Jako piłkarz, muszę go posiadać i w
dodatku bardzo rozwinięty, aby wiedzieć, co i kiedy zrobić z piłką. Ale w życiu
nie umiałem go włączyć. Zawsze liczyłem na łut szczęścia albo przypadek, nigdy na
swój szósty zmysł. Dzisiejszego ranka wstałem jednak z dziwnym przeczuciem,
złym przeczuciem, że stanie się coś niedobrego. Myślałem, że może dobiję
jeszcze bardziej swoją i tak już lekko kontuzjowaną nogę. To nie było to, bo w
drodze do mieszkania pewnej blondynki nie stało mi się nic. Ale ono nadal mnie
nie opuszczało. Trwało przy mnie, jak powietrze, niewidoczne i bezwonne.
Stojąc
przed jej drzwiami i czekając aż otworzy, przez głowę przeleciało mi milion
myśli oraz ta jedna, to złe przeczucie.
- Aaron? – Wyraźnie zaspana
wysunęła głowę zza drzwi.
- Tak, to ja – odpowiedziałem jej
wesoło, cały czas się uśmiechając.
- Nie powinieneś być na treningu?
- Mam wolne. Lekkie skręcenie
stawu skokowego. Pauzuję przez dwa tygodnie.
- Aha – westchnęła. – Jestem
niemiła – zaśmiała się nerwowo. – Wejdź – zaprosiła mnie gestem dłoni.
Olivia
zamknęła za mną drzwi.
- Daj mi pół godzinki. Muszę się
ogarnąć. Wiesz, prysznic i te sprawy – podrapała się po głowie.
- A tak. Jasne. Posiedzę sobie w
salonie – odpowiedziałem i uprzednio zdejmując buty i kurtkę, poszedłem do
pokoju.
- Rozgość się i nie krępuj –
powiedziała i zniknęła za drzwiami łazienki.
Na
początku nie wiedziałem, jak się zachować. Czy powinienem siedzieć i nic nie
robić, czy może jednak rozejrzeć się po mieszkaniu. Postanowiłem jednak pójść
za jej radą i udałem się do kuchni. Nastawiłem trochę wody w czajniku i
nasypałem do czerwonego kubka łyżeczkę herbaty. Kilkadziesiąt sekund stania
wydało mi się wiecznością, więc ruszyłem przed siebie, aby zobaczyć wszystko
dokładnie. Olivia nie miała dużego mieszkania. Owszem, było niewielkie, ale
bardzo przytulne. Po lewej od drzwi wejściowych znajdowała się kuchnia, dalej
idąc prosto przez hall dochodziło się do łazienki. Równolegle do kuchni swoje
miejsce miał salon, który znałem już prawie na pamięć. Pomarańczowe ściany,
jasne panele, duże okno przysłonięte śnieżno białą firanką, beżowa kanapa
ustawiona pod ścianą naprzeciw telewizora, stolik do kawy oraz kilka szafek,
gablotka i półka z książkami. Poza tym w mieszkaniu znajdowały się tylko jedne
drzwi. Ciekawość zżerała mnie niemiłosiernie i znając ją, nie było szansy, abym
nie wszedł do pomieszczenia. Pociągnąłem lekko za klamkę i usłyszałem ciche
skrzypienie. Na szczęście nie było tak głośne, by mogła usłyszeć je Olivia.
To, co
zobaczyłem za tymi ciemnymi drzwiami, przeszło moje wszelkie pojęcie o tej
dziewczynie. Widząc podłogę pełną różnych rzeczy, zdjęć, gazet, książek, ubrań,
dotarło do mnie, że tak naprawdę jej nie znam. Zrobiłem krok w przód i
podniosłem pożółkłą kopertę, chyba zalaną kawą. Obejrzałem ją z dwóch stron i
oprócz adresu Olivii nie dostrzegłem żadnego innego. Do drugiej ręki wziąłem
kolejny list i darując sobie jego czytanie, zgarnąłem kilka zdjęć i wyrwaną z
książki kartkę. Nie zdążyłem przeczytać niczego. Zdołałem tylko dobiec do
kurtki i schować wszystko do kieszeni, bo woda w łazience przestała lecieć, a czajnik
piszczał już od kilku minut. Nie chcąc wzbudzać podejrzeń, zalałem szybko
herbatę i skierowałem się w kubkiem w ręku do salonu. Postawiłem naczynie
wypełnione parującym płynem na stoliku i wiedząc, że nie usiedzę w miejscu,
podszedłem do okna. Z tego miejsca widziałem dokładnie stadion, na którym
chciałem zagrać. Ba! Moim marzeniem było na nim zagrać. Highbury, tak ważne dla
każdego Kanoniera, było jednak nieosiągalnie, ale kimże byłby człowiek bez tych
sennych i niemożliwych do spełnienia marzeń?
Usłyszałem
jak drzwi łazienkowe otwierają się, więc wypłynąłem na powierzchnię. Zanim
Olivia do mnie wróciła, wypiłem prawie całą herbatę i przestudiowałem wzrokiem
wszystkie tytuły książek za szkłem. Żadnego z nich nie znałem. To był chyba
znak, że warto zrobić coś nowego, na przykład sięgnąć do literatury, ale jak
zwykle odsunąłem to na bok, usprawiedliwiając się w duchu brakiem czasu.
- Mam nadzieję, że nie umarłeś z
nudów. – Uśmiechnięta i o kilka lat młodsza blondynka pojawiła się przede mną.
- Masz dużo książek o ciekawych
tytułach, także miałem co studiować. No i dobra herbata – Olivia zachichotała.
- Tak, moja ulubiona Yorkshire
Tea.
Przez chwilę
między nami panowała cisza. Czułem się strasznie niezręcznie, zresztą jak
zawsze w towarzystwie nowych ludzi, szczególnie tych intrygujących, do których
ona zdecydowanie należała. Nie przepadałem za tym rodzajem milczenia, więc
szukałem desperacko jakiegoś tematu.
-Masz świetny widok z okna Olivio
– pociągnąłem łyk herbaty, aby zamaskować nieco moje skrępowanie.
- Mów mi Liv. Krócej i w miarę
znośnie.
- OK, Liv – za akcentowałem jej
imię.
- Co cię do mnie sprowadza? –
Zmieniła temat.
- Nudy. Miałem nadzieję, że jakoś
zajmiesz mnie, a ja ciebie.
- Hmm – udała, że się zastanawia.
- Wymyśliłaś coś konstruktywnego?
- Możemy obejrzeć film.
- Jakiś ciekawy?
- A lubisz Scorsese? – Zapytała
mnie z przymrużeniem oka.
- Kogo? – Zapytałem, kompletnie
nie wiedząc, o kogo pyta.
- Reżysera. – Westchnęła
teatralnie. – Muszę nauczyć cię trochę o świecie kultury.
- Dobry pomysł – odpowiedziałem i
puściłem jej oczko.
Olivia jednak
puściła to mimochodem i wstała z kanapy. Włożyła do DVD płytę leżącą w pudełku
na jednej z półek i usiadła obok mnie.
- To film z tej kategorii, przy
której trzeba myśleć, więc skup się. Żadnego jedzenia czy rozmawiania. Możesz
zadawać mi pytania, ale odpowiedzi będą lakonicznie – powiedziała jeszcze z
szerokim uśmiechem na twarzy oraz tą wiecznie nie znikającą iskrą w oku i
włączyła telewizor.
Po
ponad dwugodzinnym seansie, nie potrafiłem powiedzieć dokładnie, co właśnie
zobaczyłem. Film wydał mi się tak pokręcony, że nie byłem w stanie go
zrozumieć. W konsternacji spojrzałem na Liv. Notowała coś w swoim zeszycie,
dość poniszczonym i w miarę zapełnionym.
- I jak? – Odwróciła się w moją
stronę.
- Nie bardzo rozumiem co się
działo – odpowiedziałem lekko się jąkając.
- Pierwszy raz oglądałeś „Wyspę
Tajemnic”? – Pokiwałem tylko głową. – W takim razie, za jakiś czas będziemy
musieli obejrzeć ją po raz kolejny.
- Czy to konieczne?
- Wiesz jak to się nazywa? Film
do myślenia. Nie chodzi o dosłowną akcję i fabułę, ale o to, co przez nią
rozumiesz, jak odbierasz i łączysz fakty. Widzisz, zakończenie pozostało
otwarte i tutaj masz spore pole do popisu. Możesz wymyślić milion teorii,
scenariuszy i tez, ale żadna z nich nie jest tak naprawdę prawdziwa. To jak
nie skończoność liczb. Ktoś powie bilion, a ty dodasz do tego jeden i możecie
liczyć dalej. Według mnie, to w filmach jest najciekawsze. Pomagają nam myśleć,
a nie tylko otępiają i zabijają czas. Za to je uwielbiam.
Wtedy
patrzyłem na Olivię przez kilka minut. Zaskoczony jej wypowiedzią, wnioskami
wyciągniętymi ze zwykłego oglądania filmu, oczarowany tokiem myślenia, nie
mogłem wyjść z podziwu. Po prostu ta dziewczyna sprawiała wrażenie takiej
szczęśliwej, wrażliwej, mądrej i tajemniczej, a to wszystko wykluczało siebie
nawzajem. Nigdy nie myślałem, że poznam kogoś takiego jak ona, kogoś o złożonej
aż do tego stopnia osobowości, tak interesującego i intrygującego. Liv była
taką właśnie postacią. Chciałem z nią przebywać cały czas, poznawać wciąż to
nowe rzeczy i fakty, być obok i odkrywać. Ta filigranowa ciemna blondynka
stanowiła w tamtym czasie wielką niewiadomą, moją własną liczbę pi.
Czas
w towarzystwie Olivii mijał błyskawicznie. Nie obejrzałem się, a musiałem się
już zbierać. Liv pożyczyła mi jeszcze tylko film i pożegnaliśmy się. Schodząc z
trzeciego piętra, bo właśnie na nim mieszkała blondynka, wyczułem w kieszeni
kilka kartek. Przypomniałem sobie o listach. Zapiąłem szczelniej kieszeń i
zdecydowawszy się na przeczytanie ich w domu, szedłem dalej, w przyjemnej,
jeszcze zimowej, ale już powoli pachnącej wiosną ciemności, którą pogrążony był
Londyn.
W
moim mieszkaniu jak zwykle zastała mnie ta sama pustka. Cieliste ściany,
nowoczesny wystrój, drogie dywany, ale brak ogniska domowego. Jeszcze niedawno
mi to nie przeszkadzało. Dopiero tego wieczoru zacząłem dostrzegać mankamenty
miejsca, w którym mieszkam. Chłód i dreszcze ogarniały mnie za każdym razem,
kiedy patrzyłem na okna, meble, wręcz czułem zapach smutku i samotności.
Najlepszym sposobem na odganianie nieprzyjemnych uczuć było dla mnie odwracanie
uwagi. Wziąłem swojego laptopa i włączyłem „Wyspę Tajemnic”. Uważnie
obserwowałem film. Po pierwszym seansie, nie opuszczał mnie brak zrozumienia
dla obrazu. Targały mną wątpliwości co do faktów, nie mogłem niczego połączyć w
całość. Włączyłem więc go po raz drugi. Potem był trzeci i czwarty. Na piąty
nie miałem siły. Odstawiłem na bok swojego białego laptopa Apple, a głowę
schowałem w dłoniach. Przed oczami ukazało mi się mieszkanie Olivii. Jej
pomarańczowy salon, zielona kuchnia i pokój. Właśnie! Sypialnia Liv.
Przypomniałem sobie o listach, jakie zabrałem z podłogi. Jak najszybciej odnalazłem
je w niezwykle głębokiej kieszeni mojej kurtki i przyniosłem ze sobą do salonu.
Wygodnie usiadłem na kanapie i przy świetle lampy zacząłem czytać pierwszy
list.
Youghal, 29.11.2008r.
Olivio
To znowu ja. Tym
razem piszę, aby powiedzieć Ci, że wszystko jest w porządku. Nie musisz się
martwić o moje bezpieczeństwo.
Nikt z nich nie
wie, że tu jestem. Nie mów też, błagam, nikomu, że piszę, że się odzywam, że
żyję. Tak będzie lepiej. Dla Ciebie, dla mnie i dla matki.
Proszę Cię, odpuść
już sobie pracę i opiekę nad nią. Żyj swoim życiem. Wyślę pieniądze pod
fałszywym nazwiskiem, więc nie będziesz musiała się martwić o koszty. Wszystko
pokryję. To mój obowiązek.
Jak Arsenal? Mam
nadzieję, że nadal chodzisz na ich mecze i nie tracisz wiary w Kanonierów. Zresztą,
po co pytam, skoro i tak nie odpiszesz.
Nie zostawiam
adresu zwrotnego. Wiedz, że sobie radzę i tęsknię za Tobą.
Trzymaj się i nie
poddawaj.
David.
Kompletnie
nie wiedziałem, o co chodziło temu chłopakowi. Nie miałem nawet pomysłu, co
mogło być tematem jego listu. I to imię. Kojarzyłem je skądś, tak jakbym
słyszał je. W dodatku z ust Olivii. Zagwozdka była niemała, więc sięgnąłem po
drugi list i otworzyłem pożółkłą kopertę. Wypadło z niej zdjęcie, takie samo
jakie stało w ramce za półce u Liv. Wtedy sobie przypomniałem. David, autor
listów to brat Olivii.
Pontypool, 13.01.2009r.
Olivio
Udało mi się.
Znalazłem jakieś sensowne mieszkanie, dostałem zatrudnienie w miejscowej
fabryce, radzę sobie. Wszystko zaczyna się pomału układać.
Od dwóch miesięcy
nie dawali żadnego znaku. Myślę, że zgubili mnie, albo sobie odpuścili. Liv,
wiesz co to znaczy? To gówno się kończy i zarówno Ty jak i ja możemy zacząć żyć
normalnie. Już się nie martw. Poradzę sobie. I mam nadzieję, że Ty też.
Przykro mi, że nie
było mnie na pogrzebie matki i musiałaś przejść przez to sama. Naprawdę,
mentalnie Cię wspierałem i trzymałem za Ciebie kciuki. Teraz będzie Ci lżej.
Skończysz spokojnie szkołę, pójdziesz na te swoje wymarzone studia i zaczniesz
prawdziwe życie.
Pamiętaj, nie
poddawaj się, noś w sercu wiarę. Jak nie we mnie, to w Kanonierów. Jest pod górkę,
ale dadzą radę, tak jak Ty.
Myślę, że niedługo
Cię odwiedzę.
Kocham Cię Olivio,
nie zapominaj o tym.
Twój brat,
David.
Nic
nie kleiło się do kupy. Co się działo z Davidem? Kto zgubił trop? Jaki trop, w
ogóle? Nie miałem głowy do myślenia o tym wszystkim. To było zbyt skomplikowane
i nie do rozwiązania. Przejrzałem jeszcze tylko kilka zdjęć, które zabrałem
razem z listami. Na każdym z nich był David, na niektórych pojawiała się Olivia
no i to jedno, które szczególnie zapadło mi w pamięci. W tle stadion Realu
Madryt, a przed nim, w upale i w pełnym słońcu stała pewna trójka, Olivia, jej
brat i jeszcze jeden chłopak, nieco wyższy od i tak wysokiego Davida blondyn.
Coś pchnęło mną, abym odwrócił je, wiec tak też zrobiłem. Jak się okazało –
słusznie. Widniał tam podpis, który nie pozwolił mi tamtej nocy zasnąć.
„Liv, David i Jeremy. Trzej muszkieterowie. Na zawsze.”
***
Po długiej przerwie. Miałam sporo
na głowie i chwilowo zwątpiłam w sens tego opowiadania.
Mam nadzieję, że da się to
przeczytać ;)
Z dedykacją dla Justyny, która
zmobilizowała mnie do napisania.