4.04.2012

02. Drugi - Złe przeczucie



Kierowanie się instynktem jest na boisku bardzo ważne. Jako piłkarz, muszę go posiadać i w dodatku bardzo rozwinięty, aby wiedzieć, co i kiedy zrobić z piłką. Ale w życiu nie umiałem go włączyć. Zawsze liczyłem na łut szczęścia albo przypadek, nigdy na swój szósty zmysł. Dzisiejszego ranka wstałem jednak z dziwnym przeczuciem, złym przeczuciem, że stanie się coś niedobrego. Myślałem, że może dobiję jeszcze bardziej swoją i tak już lekko kontuzjowaną nogę. To nie było to, bo w drodze do mieszkania pewnej blondynki nie stało mi się nic. Ale ono nadal mnie nie opuszczało. Trwało przy mnie, jak powietrze, niewidoczne i bezwonne.

                Stojąc przed jej drzwiami i czekając aż otworzy, przez głowę przeleciało mi milion myśli oraz ta jedna, to złe przeczucie.

- Aaron? – Wyraźnie zaspana wysunęła głowę zza drzwi.
- Tak, to ja – odpowiedziałem jej wesoło, cały czas się uśmiechając.
- Nie powinieneś być na treningu?
- Mam wolne. Lekkie skręcenie stawu skokowego. Pauzuję przez dwa tygodnie.
- Aha – westchnęła. – Jestem niemiła – zaśmiała się nerwowo. – Wejdź – zaprosiła mnie gestem dłoni.

Olivia zamknęła za mną drzwi.

- Daj mi pół godzinki. Muszę się ogarnąć. Wiesz, prysznic i te sprawy – podrapała się po głowie.
- A tak. Jasne. Posiedzę sobie w salonie – odpowiedziałem i uprzednio zdejmując buty i kurtkę, poszedłem do pokoju.
- Rozgość się i nie krępuj – powiedziała i zniknęła za drzwiami łazienki.

                Na początku nie wiedziałem, jak się zachować. Czy powinienem siedzieć i nic nie robić, czy może jednak rozejrzeć się po mieszkaniu. Postanowiłem jednak pójść za jej radą i udałem się do kuchni. Nastawiłem trochę wody w czajniku i nasypałem do czerwonego kubka łyżeczkę herbaty. Kilkadziesiąt sekund stania wydało mi się wiecznością, więc ruszyłem przed siebie, aby zobaczyć wszystko dokładnie. Olivia nie miała dużego mieszkania. Owszem, było niewielkie, ale bardzo przytulne. Po lewej od drzwi wejściowych znajdowała się kuchnia, dalej idąc prosto przez hall dochodziło się do łazienki. Równolegle do kuchni swoje miejsce miał salon, który znałem już prawie na pamięć. Pomarańczowe ściany, jasne panele, duże okno przysłonięte śnieżno białą firanką, beżowa kanapa ustawiona pod ścianą naprzeciw telewizora, stolik do kawy oraz kilka szafek, gablotka i półka z książkami. Poza tym w mieszkaniu znajdowały się tylko jedne drzwi. Ciekawość zżerała mnie niemiłosiernie i znając ją, nie było szansy, abym nie wszedł do pomieszczenia. Pociągnąłem lekko za klamkę i usłyszałem ciche skrzypienie. Na szczęście nie było tak głośne, by mogła usłyszeć je Olivia.

To, co zobaczyłem za tymi ciemnymi drzwiami, przeszło moje wszelkie pojęcie o tej dziewczynie. Widząc podłogę pełną różnych rzeczy, zdjęć, gazet, książek, ubrań, dotarło do mnie, że tak naprawdę jej nie znam. Zrobiłem krok w przód i podniosłem pożółkłą kopertę, chyba zalaną kawą. Obejrzałem ją z dwóch stron i oprócz adresu Olivii nie dostrzegłem żadnego innego. Do drugiej ręki wziąłem kolejny list i darując sobie jego czytanie, zgarnąłem kilka zdjęć i wyrwaną z książki kartkę. Nie zdążyłem przeczytać niczego. Zdołałem tylko dobiec do kurtki i schować wszystko do kieszeni, bo woda w łazience przestała lecieć, a czajnik piszczał już od kilku minut. Nie chcąc wzbudzać podejrzeń, zalałem szybko herbatę i skierowałem się w kubkiem w ręku do salonu. Postawiłem naczynie wypełnione parującym płynem na stoliku i wiedząc, że nie usiedzę w miejscu, podszedłem do okna. Z tego miejsca widziałem dokładnie stadion, na którym chciałem zagrać. Ba! Moim marzeniem było na nim zagrać. Highbury, tak ważne dla każdego Kanoniera, było jednak nieosiągalnie, ale kimże byłby człowiek bez tych sennych i niemożliwych do spełnienia marzeń?

                Usłyszałem jak drzwi łazienkowe otwierają się, więc wypłynąłem na powierzchnię. Zanim Olivia do mnie wróciła, wypiłem prawie całą herbatę i przestudiowałem wzrokiem wszystkie tytuły książek za szkłem. Żadnego z nich nie znałem. To był chyba znak, że warto zrobić coś nowego, na przykład sięgnąć do literatury, ale jak zwykle odsunąłem to na bok, usprawiedliwiając się w duchu brakiem czasu.

- Mam nadzieję, że nie umarłeś z nudów. – Uśmiechnięta i o kilka lat młodsza blondynka pojawiła się przede mną.
- Masz dużo książek o ciekawych tytułach, także miałem co studiować. No i dobra herbata – Olivia zachichotała.
- Tak, moja ulubiona Yorkshire Tea.

Przez chwilę między nami panowała cisza. Czułem się strasznie niezręcznie, zresztą jak zawsze w towarzystwie nowych ludzi, szczególnie tych intrygujących, do których ona zdecydowanie należała. Nie przepadałem za tym rodzajem milczenia, więc szukałem desperacko jakiegoś tematu.

-Masz świetny widok z okna Olivio – pociągnąłem łyk herbaty, aby zamaskować nieco moje skrępowanie.
- Mów mi Liv. Krócej i w miarę znośnie.
- OK, Liv – za akcentowałem jej imię.
- Co cię do mnie sprowadza? – Zmieniła temat.
- Nudy. Miałem nadzieję, że jakoś zajmiesz mnie, a ja ciebie.
- Hmm – udała, że się zastanawia.
- Wymyśliłaś coś konstruktywnego?
- Możemy obejrzeć film.
- Jakiś ciekawy?
- A lubisz Scorsese? – Zapytała mnie z przymrużeniem oka.
- Kogo? – Zapytałem, kompletnie nie wiedząc, o kogo pyta.
- Reżysera. – Westchnęła teatralnie. – Muszę nauczyć cię trochę o świecie kultury.
- Dobry pomysł – odpowiedziałem i puściłem jej oczko.

Olivia jednak puściła to mimochodem i wstała z kanapy. Włożyła do DVD płytę leżącą w pudełku na jednej z półek i usiadła obok mnie.

- To film z tej kategorii, przy której trzeba myśleć, więc skup się. Żadnego jedzenia czy rozmawiania. Możesz zadawać mi pytania, ale odpowiedzi będą lakonicznie – powiedziała jeszcze z szerokim uśmiechem na twarzy oraz tą wiecznie nie znikającą iskrą w oku i włączyła telewizor.

                Po ponad dwugodzinnym seansie, nie potrafiłem powiedzieć dokładnie, co właśnie zobaczyłem. Film wydał mi się tak pokręcony, że nie byłem w stanie go zrozumieć. W konsternacji spojrzałem na Liv. Notowała coś w swoim zeszycie, dość poniszczonym i w miarę zapełnionym.

- I jak? – Odwróciła się w moją stronę.
- Nie bardzo rozumiem co się działo – odpowiedziałem lekko się jąkając.
- Pierwszy raz oglądałeś „Wyspę Tajemnic”? – Pokiwałem tylko głową. – W takim razie, za jakiś czas będziemy musieli obejrzeć ją po raz kolejny.
- Czy to konieczne?
- Wiesz jak to się nazywa? Film do myślenia. Nie chodzi o dosłowną akcję i fabułę, ale o to, co przez nią rozumiesz, jak odbierasz i łączysz fakty. Widzisz, zakończenie pozostało otwarte i tutaj masz spore pole do popisu. Możesz wymyślić milion teorii, scenariuszy i tez, ale żadna z nich nie jest tak naprawdę prawdziwa. To jak nie skończoność liczb. Ktoś powie bilion, a ty dodasz do tego jeden i możecie liczyć dalej. Według mnie, to w filmach jest najciekawsze. Pomagają nam myśleć, a nie tylko otępiają i zabijają czas. Za to je uwielbiam.

Wtedy patrzyłem na Olivię przez kilka minut. Zaskoczony jej wypowiedzią, wnioskami wyciągniętymi ze zwykłego oglądania filmu, oczarowany tokiem myślenia, nie mogłem wyjść z podziwu. Po prostu ta dziewczyna sprawiała wrażenie takiej szczęśliwej, wrażliwej, mądrej i tajemniczej, a to wszystko wykluczało siebie nawzajem. Nigdy nie myślałem, że poznam kogoś takiego jak ona, kogoś o złożonej aż do tego stopnia osobowości, tak interesującego i intrygującego. Liv była taką właśnie postacią. Chciałem z nią przebywać cały czas, poznawać wciąż to nowe rzeczy i fakty, być obok i odkrywać. Ta filigranowa ciemna blondynka stanowiła w tamtym czasie wielką niewiadomą, moją własną liczbę pi.

                Czas w towarzystwie Olivii mijał błyskawicznie. Nie obejrzałem się, a musiałem się już zbierać. Liv pożyczyła mi jeszcze tylko film i pożegnaliśmy się. Schodząc z trzeciego piętra, bo właśnie na nim mieszkała blondynka, wyczułem w kieszeni kilka kartek. Przypomniałem sobie o listach. Zapiąłem szczelniej kieszeń i zdecydowawszy się na przeczytanie ich w domu, szedłem dalej, w przyjemnej, jeszcze zimowej, ale już powoli pachnącej wiosną ciemności, którą pogrążony był Londyn.

                W moim mieszkaniu jak zwykle zastała mnie ta sama pustka. Cieliste ściany, nowoczesny wystrój, drogie dywany, ale brak ogniska domowego. Jeszcze niedawno mi to nie przeszkadzało. Dopiero tego wieczoru zacząłem dostrzegać mankamenty miejsca, w którym mieszkam. Chłód i dreszcze ogarniały mnie za każdym razem, kiedy patrzyłem na okna, meble, wręcz czułem zapach smutku i samotności. Najlepszym sposobem na odganianie nieprzyjemnych uczuć było dla mnie odwracanie uwagi. Wziąłem swojego laptopa i włączyłem „Wyspę Tajemnic”. Uważnie obserwowałem film. Po pierwszym seansie, nie opuszczał mnie brak zrozumienia dla obrazu. Targały mną wątpliwości co do faktów, nie mogłem niczego połączyć w całość. Włączyłem więc go po raz drugi. Potem był trzeci i czwarty. Na piąty nie miałem siły. Odstawiłem na bok swojego białego laptopa Apple, a głowę schowałem w dłoniach. Przed oczami ukazało mi się mieszkanie Olivii. Jej pomarańczowy salon, zielona kuchnia i pokój. Właśnie! Sypialnia Liv. Przypomniałem sobie o listach, jakie zabrałem z podłogi. Jak najszybciej odnalazłem je w niezwykle głębokiej kieszeni mojej kurtki i przyniosłem ze sobą do salonu. Wygodnie usiadłem na kanapie i przy świetle lampy zacząłem czytać pierwszy list.

Youghal, 29.11.2008r.
Olivio
                To znowu ja. Tym razem piszę, aby powiedzieć Ci, że wszystko jest w porządku. Nie musisz się martwić o moje bezpieczeństwo.
                Nikt z nich nie wie, że tu jestem. Nie mów też, błagam, nikomu, że piszę, że się odzywam, że żyję. Tak będzie lepiej. Dla Ciebie, dla mnie i dla matki.
                Proszę Cię, odpuść już sobie pracę i opiekę nad nią. Żyj swoim życiem. Wyślę pieniądze pod fałszywym nazwiskiem, więc nie będziesz musiała się martwić o koszty. Wszystko pokryję. To mój obowiązek.
                Jak Arsenal? Mam nadzieję, że nadal chodzisz na ich mecze i nie tracisz wiary w Kanonierów. Zresztą, po co pytam, skoro i tak nie odpiszesz.
                Nie zostawiam adresu zwrotnego. Wiedz, że sobie radzę i tęsknię za Tobą.
                Trzymaj się i nie poddawaj.
David.


                Kompletnie nie wiedziałem, o co chodziło temu chłopakowi. Nie miałem nawet pomysłu, co mogło być tematem jego listu. I to imię. Kojarzyłem je skądś, tak jakbym słyszał je. W dodatku z ust Olivii. Zagwozdka była niemała, więc sięgnąłem po drugi list i otworzyłem pożółkłą kopertę. Wypadło z niej zdjęcie, takie samo jakie stało w ramce za półce u Liv. Wtedy sobie przypomniałem. David, autor listów to brat Olivii.


Pontypool, 13.01.2009r.
Olivio
                Udało mi się. Znalazłem jakieś sensowne mieszkanie, dostałem zatrudnienie w miejscowej fabryce, radzę sobie. Wszystko zaczyna się pomału układać.
                Od dwóch miesięcy nie dawali żadnego znaku. Myślę, że zgubili mnie, albo sobie odpuścili. Liv, wiesz co to znaczy? To gówno się kończy i zarówno Ty jak i ja możemy zacząć żyć normalnie. Już się nie martw. Poradzę sobie. I mam nadzieję, że Ty też.
                Przykro mi, że nie było mnie na pogrzebie matki i musiałaś przejść przez to sama. Naprawdę, mentalnie Cię wspierałem i trzymałem za Ciebie kciuki. Teraz będzie Ci lżej. Skończysz spokojnie szkołę, pójdziesz na te swoje wymarzone studia i zaczniesz prawdziwe życie.
                Pamiętaj, nie poddawaj się, noś w sercu wiarę. Jak nie we mnie, to w Kanonierów. Jest pod górkę, ale dadzą radę, tak jak Ty.
                Myślę, że niedługo Cię odwiedzę.
                Kocham Cię Olivio, nie zapominaj o tym.
                Twój brat,
David.


                Nic nie kleiło się do kupy. Co się działo z Davidem? Kto zgubił trop? Jaki trop, w ogóle? Nie miałem głowy do myślenia o tym wszystkim. To było zbyt skomplikowane i nie do rozwiązania. Przejrzałem jeszcze tylko kilka zdjęć, które zabrałem razem z listami. Na każdym z nich był David, na niektórych pojawiała się Olivia no i to jedno, które szczególnie zapadło mi w pamięci. W tle stadion Realu Madryt, a przed nim, w upale i w pełnym słońcu stała pewna trójka, Olivia, jej brat i jeszcze jeden chłopak, nieco wyższy od i tak wysokiego Davida blondyn. Coś pchnęło mną, abym odwrócił je, wiec tak też zrobiłem. Jak się okazało – słusznie. Widniał tam podpis, który nie pozwolił mi tamtej nocy zasnąć.

„Liv, David i Jeremy. Trzej muszkieterowie. Na zawsze.”


***

Po długiej przerwie. Miałam sporo na głowie i chwilowo zwątpiłam w sens tego opowiadania.
Mam nadzieję, że da się to przeczytać ;)
Z dedykacją dla Justyny, która zmobilizowała mnie do napisania.